Tomku, jak długo jesteś już w Inetum?
– Jestem tu od 2005 r.
Jak trafiłeś do Inetum?
Wcześniej pracowałem w firmie, która popadła w kłopoty finansowe, więc zacząłem szukać pracy. Inetum potrzebowało .NET Developerów i zdecydowałem się aplikować. Pamiętam, że technicznie weryfikował mnie ówczesny prezes – Marcin Perłak. Główna siedziba firmy mieściła się w Krakowie, a w Świętochłowicach znajdował się drugi oddział. Marcin Siemieński i Piotrek Zyguła dopiero tworzyli tutaj dział developmentu, w którym byłem jednym z dwóch pierwszych członków zespołu. Zaczynaliśmy od mniejszych, wewnętrznych projektów, które z czasem przerodziły się w coraz większe i bardziej znaczące.
Zaczynałeś jako programista .NET, a teraz jesteś Head of Delivery – jaka była Twoja droga do tego stanowiska?
Tak, zaczynałem jako regular, później awansowałem na seniora, aż finalnie przydzielono mi rolę lidera technicznego. Byłem nim bardzo długo i odpowiadałem za cały .NET w Inetum. Przekładając to na dzisiejsze realia, była to rola Technical Solution Managera, z tą różnicą, że ja prowadziłem jeszcze projekty. Ponieważ projektów było coraz więcej, po kilku latach zaproponowano mi rolę Project Managera. Wiązało się to niestety z odejściem od programowania. Później pojawiły się jeszcze role Competence Managera oraz Delivery Managera odpowiedzialnego za projekty zagraniczne. I tak, po roku pracy na stanowisku Delivery Managera, zostałem Head of Delivery.
Długo zastanawiałeś się nad przyjęciem propozycji awansu, który wiązał się z rezygnacją z programowania?
Do teraz się zastanawiam! (śmiech). To jest trudne i wciąż we mnie siedzi. Gdzieś ten techniczny umysł ciągle we mnie jest i czasem ma nawet ochotę poprawić kilka rzeczy albo powiedzieć „zrobiłbym to lepiej”. Podejmując tę decyzję, pomyślałem, że taka jest kolej rzeczy. Zadałem też sobie pytanie, czy to, co robię teraz, chciałbym robić za 20 lat. Odpowiedź brzmiała: nie.
Aby iść do przodu, musiałbym ugryźć inny kawałek tortu i np. przebranżowić się na specjalistę Business Intelligence. Albo przyjąć ofertę awansu.
Uważasz, że to była dobra decyzja?
Patrząc z perspektywy czasu, myślę, że tak. Szczególnie że zmieniając stanowiska, zmienia się punkt widzenia. W oczach developerów Team Manager poza zatwierdzaniem timesheetów nie robi absolutnie nic! I ja też tak kiedyś myślałem. Z każdą pozycją widzi się coraz więcej. Pytanie, czy tamten widok nie był przyjemniejszy, bo czasem lepiej widzieć mniej. Natomiast jest to bardzo ciekawe doświadczenie, które można przełożyć na inne elementy swojego życia.
Masz jakieś rady dla osób, które w swojej karierze chcą zajść daleko?
Ooo, rady! Tak! Po pierwsze, wszystko w swoim czasie. Znam bardzo dużo ludzi, którzy tuż po studiach chcą być Project Managerami nie wiadomo jak dużych projektów. W świecie IT bardzo ważne jest doświadczenie, z wiekiem widzi się trochę więcej i rozsądniej podejmujesz decyzje, szczególnie jak masz dobre relacje z ludźmi.
Ważna jest też ciężka i mozolna praca, bo żeby w czymś osiągnąć sukces, musisz się tym naprawdę interesować. To nie jest tak, że firma cię wszystkiego nauczy i będziesz w tym ekspertem. Trzeba trochę własnej inicjatywy. W internecie jest dostępnych tyle materiałów, że szkoda gadać, a ludzie siedzą i mówią, że “ja tej technologii nie umiem, bo nie byłem na szkoleniu”. Jak coś takiego słyszę, to mi się ciśnienie podnosi!
A im więcej technologii znasz, tym bardziej poszerzasz swój światopogląd. Przyda ci się to podczas rozmów z klientami, dzięki czemu będziesz mógł zaproponować rozwiązania, które spełniają ich wymogi. A ogarnięcie tego, co obecnie jest w IT, jest megatrudne! Dlaczego? Gdy zaczynałem programować, to zarówno w Javie, jak i w .NET był jeden sposób dostępu do danych, jeden sposób prezentacji, koniec. Jak ktoś się tego nauczył, to super. Cała ścieżka certyfikacji składała się z 3 egzaminów. Teraz jest chyba 6 ścieżek po 6 egzaminów. Możesz wszystko zmieszać ze wszystkim. Każdą bazę danych z każdym backendem i z każdym frontendem. I dlatego trzeba czytać, kto co poleca, bo nie jesteś w stanie przerobić w swoich projektach tych wszystkich możliwych kombinacji.
Także podsumowując, myślę, że ważne są dwie rzeczy: cierpliwość i samokształcenie. To jest absolutna gwarancja sukcesu. Najlepsi z najlepszych to ci, którzy dostają nagrody za udzielanie się po godzinach.
To teraz najważniejsze pytanie – co skłania Cię, by nadal pracować w Inetum?
Wiesz co… dobre pytanie! Bo mi się tutaj dobrze pracuje. Lubię tych ludzi i atmosferę. Muszę przyznać, że mam tutaj przyjaciół i zawsze wszyscy byli wobec mnie uczciwi. Zawsze byłem wysłuchany, a moje wnioski rozpatrywane. A to jest to, czego chyba wszyscy oczekują od swojego pracodawcy.